Każdy lubi jeździć na konferencje. Branżowe, nie branżowe – w zasadzie obojętne. W czasie konferencji możesz poczuć się jak James Bond, jeśli na co dzień nie chadzasz w garniturze, możesz poczuć się jak minister, jeśli na co dzień nie jadasz ośmiorniczek, a akurat organizator postanowił nie oszczędzać na cateringu. Możesz poczuć się jak nieomal każdy… Sęk jednak w tym, że najczęściej konferencja kończy się dla Ciebie… źle.
Od ośmiorniczek do Zlotu Dziwnych Ludzi
Nie chodzi o to, że ośmiorniczki doprowadzą Twój żołądek do rozstroju. Bynajmniej. Chodzi bardziej o to, że nie tylko najczęściej okazuje się, że prelegenci i inni goście nie byli aż tak porywający, jak zakładałeś że będą, ale także… ale także wrócisz do domu i na pytanie Żony o to, czy poznałeś jakiegoś potencjalnego klienta dla kancelarii (no tak! Przecież to był argument, którym uzasadniłeś wydatek!), odpowiesz jakąś mniej lub bardziej prawdopodobną zmyłką. A to, że ludzie na konferencji byli dziwni, a to że organizator przeznaczył za mało czasu na networking, a to że jeszcze coś.
O ile bliscy Ci uwierzą, o tyle ja takiej wymówki nie przyjmuję do wiadomości!
Jeśli wracasz do domu – jak znaczna większość uczestników tego typu eventów – bez jakichkolwiek profitów, nawet przyszłych, niepewnych, w postaci ciekawie zaczętych rozmów, to znaczy to, że albo faktycznie trafiłeś na Zlot Ludzi Dziwnych, albo nie potrafisz uprawiać networkingu, czyli nawiązywać i pogłębiać relacji.
Co zatem zrobić?
⇒ Dołącz do Akademii Networkingu (zamknięta grupa na Facebooku)! Tam dzielimy się radami i doświadczeniami związanymi z networkingiem. Znajdziesz tam również odpowiedź na powyższe pytanie 🙂
Na koniec, pamiętaj. Na konferencjach obecni są różni ludzie, ale dzielą się oni na trzy podstawowe grupy:
- kukuruźnicy,
- snajperzy,
- inspektorzy budowlani.
Wytrawny networker unika pierwszych, trzyma z drugimi i wyłuskuje diamenty z trzecich.